Schodów się nie pali by Wojciech Tochman


Schodów się nie pali
Title : Schodów się nie pali
Author :
Rating :
ISBN : 832400629X
ISBN-10 : 9788324006298
Language : Polish
Format Type : Paperback
Number of Pages : 212
Publication : First published January 1, 2000
Awards : Nike Literary Award (Nagroda Literacka Nike) (2001)

Zbiór reportaży, które należą do najlepszych drukowanych w polskiej prasie w latach 90. Wojciech Tochman opowiada m.in. o bliźniaku, który odszukał swojego brata, chłopcu o brzydkiej twarzy, dzieciach odebranych rodzicom, Wandzie Rutkiewicz, Piotrze Skrzyneckim czy Grzegorzu Przemyku. Niezależnie jednak od tego, kto jest bohaterem tekstu, reporter w poruszający sposób ukazuje mroczne sekrety ludzkiej duszy i odważnie docieka motywów zachowań i życiowych wyborów. Przejmująco opowiadając o oddaleniu, tęsknocie i poszukiwaniu, maluje jednocześnie wnikliwy obraz współczesnej Polski.


Schodów się nie pali Reviews


  • Michał Michalski

    Standardowy zbiór reportaży Tochmana (tu te starsze). Czyli dobre przeplatane bardzo dobrymi.

  • Monika

    To zbiór reportaży. Na początku miałam wrażenie chaosu i przypadkowej zbieraniny reportaży, każdy z innej bajki. Potem te historie zaczynały się układać w mojej głowie w bardziej spójny obraz, a na końcu przeczytałam, że autor był prowadzącym programu telewizyjnego "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie", który pomagał znajdować osoby zaginione. Jest także założycielem fundacji ITAKA, która pomaga poszukiwać zaginionych. I właśnie tego dotyczą reportaże. Osób zaginionych i ich poszukiwań.
    Jest dużo smutku w tym zbiorze, co zrozumiałe - bo trudno jest żyć z niewiedzą o bliskich osobach, co się z nimi stało. Dlaczego zginęli - z własnej woli odeszli, czy zostali siłą zabrani z tej rzeczywistości. Nie wiadomo, co gorsze. Jest jednak też trochę optymizmu, nadziei i ciepła.
    .
    Z ciekawostek: siedziba redakcji programu Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, nie bez przyczyny mieści się w Katowicach. To na Śląsku dochodzi dziś do największej ilości zaginięć w całej Polsce. I stamtąd też jest wiele historii w tym zbiorze reportaży.

  • Kat

    mistrzostwo reportażu

  • Agnieszka Błaszczyk

    Zbiór reportaży Wojciecha Tochmana z lat 90. XX w. Dostrzec w nich można wielka wrażliwość autora na ludzką krzywdę, ogromna empatie w stosunku do bohaterów przy jednoczesnym wycofaniu postaci reportera z centrum uwagi. Najważniejsi są dla Tochmana ludzie, ich historie i problemy. Nie ocenia ich, tylko wysłuchuje i dzięki swojej literackiej wyobraźni i talentowi, potrafi opisać losy bohaterów tak, że nie sposób się od tych reportaży oderwać. Na pewno na długo zostanie ze mną opowieść o ojcu Mateuszu i Zdzisławie, który marzył by zostać zakonnikiem w Asyżu. Reporter sprawił, że inaczej spojrzałam na historię Wandy Rutkiewicz - w reportażu Tocham skupia się na cierpieniu matki, która nie potrafi się pogodzić ze śmiercią ukochanej córki i wciąż na nią czeka, łapiąc się każdej, nawet najbardziej irracjonalnej nadziei na jej powrót. Poruszył mną także tekst o Barbarze Sadowskiej i jej zakatowanym przez milicję synu Grzegorzu Przemyku. Nie zapomnę historii rodzeństwa, które po kilkudziesięciu latach próbuje skleić rodzinę, którą rozdzieliła kiedyś bezduszna decyzja urzędników.
    Dopracowana forma, dopracowany język. Mistrzostwo reportażu.

  • Jeść treść

    Bardzo ciekawy wybór reportaży z szaleństwem lat transformacji w tle.

  • Emilia Lewandowska

    To jest dla mnie prawdziwy reportaż. Historie z krwi i kości. Czasem pełne bólu, niesprawiedliwości, okrucieństwa , innym razem to opowieści pełne nadziei, ciepła i miłości. Każda ciekawa. Zbiór bogaty. Czuły autor. Warto przeczytać

  • Jadwiga

    Mocne i mistrzowsko napisane reportaże. Dla mnie ten zbiór reportaży opisuje na jakie wiele sposobów można być osobą zaginioną i jak ważnym czynnikiem w tych zaginięciu są inni ludzie. Tochman przedstawia zwykłych ludzi o nadludzkim charakterze i niezwykłej sile.

  • Radek Gabinek


    "Schodów się nie pali" to debiut Wojciecha Tochmana, jednego z moich ulubieńców jeżeli chodzi o literaturę faktu. Książka kultowa jeśli chodzi o fanów gatunku. Kiedy tylko dowiedziałem się o jej wznowieniu, to wiedziałem że na pewno ją przeczytam. Rożnie pisze się o zawartych tu tekstach, ale dla mnie najbliższym jest to co napisano o " Schodów się nie pali" w Tygodniku Powszechnym, a mianowicie ( czytamy w opisie na stronie wydawnictwa ), że tematem przewodnim tych reportaży jest miłość. Nie jest to jednak miłość cukierkowa, banalna często, taka rodem z tandetnych filmów, ale miłość skomplikowana, trudna do zrozumienia, wyrażenia, czasami pogmatwana, niekompetentna, niespełniona i także ta która sprawia ból i rozczarowanie. Zainteresowani? No ja myślę, bo naprawdę są ku temu powody :)


    Gdybym miał wyróżnić którykolwiek z reportaży to nie umiałbym chyba tego dokonać, bo "Schodów się nie pali", choć na pozór może się wydawać zbiorem tekstów bardzo różnorodnych, to paradoksalnie wszystkie one stanowią jakby jeden nierozerwalny poemat na temat trudnej relacji opartej na miłości bądź właśnie jej niedoboru, braku. Wzruszenie to uczucie, które w przypadku mojej osoby najczęściej pojawiało się podczas lektury tych historii. Różne jednak było jego zabarwienie przy każdym z tych tekstów. Przybierało mianowicie barwę smutku, kiedy czytałem o dzieciakach uciekających z sierocińca, bo chcą być razem, bo nie rozumieją czemu ich zabrano z domu. Czasem wbrew okolicznościom i logice, bo przecież w miłości nie ma logiki. Jest tu zresztą kilka reportaży o spotkaniach, o dążeniu do połączenia się rodzin, które doszły do skutku po latach, bądź tych które niestety nigdy nie nastąpiły. Znajdziemy również współczucie w odcieniu tęsknoty, kiedy będziemy świadkami wspomnień matki Wandy Rutkiewicz, czy też żalu i poczucia krzywdy u bliskich zamordowanego bezsensownie Grzegorza Przemyka. Współczucie zabarwione nostalgią i sentymentem pojawi się choćby w przypadku wspomnień o ekipie związanej z Piwnicą pod Baranami i wybijającą się na czoło sympatyczną gospodynią Piotra Skrzyneckiego, której kuchnia gościła takie nazwiska, że tym razem wzruszenie przybiera nawet barwę zachwytu i niedowierzania. Współczucie dla niespełnionej miłości dziewczyny do wiecznie gdzieś uciekającego Stachury. I tak dalej... i tak dalej... Całe połacie wzruszenia...


    Tak to już jest w przypadku reportaży Wojciecha Tochmana, że nie pisze on literatury opartej na suchych faktach, ale coś na kształt opowiadań, które okraszone są i to fest emocjami. Z tej i tez względu historie przez niego opisywane powodują u czytelnika emocjonalną bliskość i poczucie związania z bohaterami tych reportaży. Cechuje go również wielki szacunek do ludzi, którym poświęca swe teksty, co szczególnie istotne jest i pewnie trudne, aby być na tyle delikatnym by nie naruszyć intymności choćby bohaterek reportaży o handlu kobietami ze Wschodu do niemieckich burdeli. Zawsze z klasą, taktem i wyczuciem, a przy tym ciekawie i mocno dając ku refleksji - taki jest Wojciech Tochman i w tej książce to potwierdza. Lubię taki styl i nie dziwi mnie, że panowie z tego co mi wiadomo przyjaźnią się z innym moim ulubieńcem, a mianowicie z Mariuszem Szczygłem, bo mają obaj piękne osobowości i dlatego się nimi cyklicznie zaczytuje. Gorąco polecam wszystkim "Schodów się nie pali". To kawał prawdziwego reportażu z życia toczącego się tuż za naszym progiem, a o którym to wymiarze życia często zapominamy, pomijamy go w codziennym pośpiechu. Dlatego pewnie właśnie Wojciech Tochman wziął sobie za cel by skutecznie nam o nim przypominać :)

    osinskipoludzku.blogspot.com

  • Gregory

    Co tu dużo pisać, świetne te reportaże. Mocne, mroczne, nieoceniające. Gdybym miał pokazać komuś przykład jak powinny być skonstruowane pod kątem technicznym reportaże, to śmiało mógłbym dać do ręki ten właśnie zbiór. Dla mnie kwintesencja gatunku. Lubię takie obrazowe przedstawianie trudnych spraw, lubię tego typu opisy, nie lubię jedynie emocji jakie wywołują - ale to jest klimat Polski. Treść tych reportaży jest w podobnym klimacie jak polskie ambitniejsze kino - depresyjna. Za tę depresyjność, słusznie czy niesłusznie, na pewno subiektywnie, odejmuję gwiazdkę. Jeśli ktoś lubi pobudzić swoją wrażliwość w i kierunku gorszego samopoczucia, być może wzruszeń na tym tle - na pewno nie będzie zawiedziony. Jeśli ktoś szuka lekkiej i przyjemnej lektury na wieczór, niech trzyma się od tej książki z daleka :) Ode mnie 4,5/5 - polecam zgodnie z powyższym kluczem, hej!

  • Anita

    Książka dobra, aczkolwiek nie przemawia do mnie taka krótka forma reportażu, nie miałam możliwości w żaden sposób wczuć się emocjonalnie w historie bohaterów, ponieważ zaraz się przechodziło do kolejnego. Mocne wrażenie jedynie zrobił na mnie reportaż ostatni, czytałam z zapartym tchem i myśle, że długo nie zapomnę o jego bohaterach.

  • Tomasz Doweyko

    Wzruszające teksty, chwytające za serce, powodujące kontemplację, przerażenie, rzadziej śmiech. Reportaże stosunkowo krótkie i bardzo przystępne bez, tak jak mówi Magdalena Szejnert, niepotrzebnych słów. Tak jak i ta opinia. Polecam!

  • Wojtek Konieczny

    7.5/10
    Najlepszy reportaż to tytułowy, ciekawe jeszcze o Rutkiewicz i Przemyku.

  • tamdalekogdzies

    Panie Tochman, jak to jest, że ja wiem że pisze pan genialnie, a i tak w trakcie czytania ponownie odkrywam to na nowo...

  • Katika

    Ciekawe, ale... nie potrafię się zachwycić. Bardzo z lat 90., trochę jakbym te historie już znała, trochę czegoś mi zabrakło.

  • head.inbooks

    Dobrze napisany reportaż. Niestety niektóre historie, dla mnie, nie były ze sobą do końca spójne i czasem gubiłam się w tekście.

  • Maja

    Nie sądziłam, że zbiór reportaży aż tak mnie wciągnie. Niektóre powodowały złość i nie byłam w stanie się nie denerwować, więc czytałam wkurwiona (szczególnie rozdział o Berlinie)

  • Marzena

    Więźniem nie jest się tylko za kratami. Można być więźniem we własnej skórze, zakładnikiem własnej pasji, więźniem swojej genealogii. Tochman pisze genialne reportaże i chociaż momentami czułam się manipulowana, zupełnie nie przeszkadzało mi to w delektowaniu się artyzmem Tochmańskiego pióra.

  • vivi

    po czasie uwazam, ze jednak 3,5