Title | : | Eli, Eli |
Author | : | |
Rating | : | |
ISBN | : | 837536519X |
ISBN-10 | : | 9788375365191 |
Language | : | Polish |
Format Type | : | Paperback |
Number of Pages | : | 135 |
Publication | : | First published October 9, 2013 |
Wszyscy coraz więcej podróżujemy, coraz więcej fotografujemy świat. Ale nie widzimy tego, o czym pisze Tochman, i co fotografuje Wełnicki. Tego, co pod powierzchnią: cierpienia i bólu. Bo się na nie uodporniliśmy. Tochman odwraca obiektyw, przygląda się nam, ale i sobie, naszemu spojrzeniu na tragedię, na Innego, i dokonuje odnowienia empatycznej więzi.
Eli, Eli jednocześnie oskarża i niesie nadzieję. A może nawet rozwiązanie dylematu, co zrobić z widokiem ludzkiego cierpienia. Kluczem jest reporterska uważność, krytycyzm wobec własnego spojrzenia i otwartość na innego człowieka.
Gęstej prozie Tochmana towarzyszą znakomite, poruszające zdjęcia Grzegorza Wełnickiego. Twarze, które oglądamy na jego portretach nie są anonimowe. Tochman przedstawia nam historię ludzi z tych fotografii, opowiada o losach każdego z nich. Z głęboką wrażliwością znaną czytelnikom jego poprzednich książek, wprowadza nas w cichy świat kobiety-drzewa, w codzienność dzieci mieszkających na grobach, w dramat czternastoletniego bohatera opery mydlanej, która nigdy nie powstanie. Patrzymy na ich życie z tak bliska, że wreszcie zaczynamy czuć.
Eli, Eli Reviews
-
Po predchádzajúcej knihe od Tochmana z Absyntu sklamanie. Reportér, bohatý biely muž, sa vybral na Filipíny medzi chudobných, aby napísal o tom, aké je to hrozné, keď bohatí bieli muži chodia pozerať medzi chudobných.
Na konci knihy potrebuje skoro 15 strán na vysvetľovanie, že má sebareflexiu a necíti sa lepší, ako ostatní, ale mňa to morálne povýšenectvo v celej knihe hrozne dráždilo. A ozaj, kolonializmus, USA a cirkev sú tiež zlé.
K tomu pocit, akoby napísal dvakrát viac, než mal nazbieraného materiálu, lebo všade samé domýšľanie, čo by si asi tak hrdinovia mohli myslieť alebo čo by robili, keby nerobili to, čo naozaj robia.
Je tu dosť silných scén a niečo sa o živote najchudobnejších dozviete, ale štýl knihy bol pre mňa subjektívne neznesiteľný. -
Warto przeczytać zanim znów Martyna Wojciechowska zacznie usypiać twoją czujność tuląc czarne dziecko do swej silikonowej piersi.
-
Za dużo, za mocno, do obrzydzenia. Za bardzo po mordzie. Lubię jak reportażysta szepcze mi do ucha nie drze się w twarz opluwając przy okazji. Nie dlatego, że jestem taki delikates, tylko dlatego, że tego oczekuje od dobrej literatury. A Tochman reportażystą jest przecież wybitnym i umie. Może nie dał rady udźwignąć tego ogromu biedy i upodlenia? Kto by zresztą dał.
-
I hoped to read a book on poorism, on how traveling for, and even worse, benefiting from human suffering and poverty is so very probelmatic. What I got was white european male’s gaze of slums in the Philippines, drawing on it’s inhabitants and their stories. On top of that, said in a way that was just too harsh and cynical, adding to the dehumanization of Tochman’s subjects. The author therefore does exactly what he sets out to criticize, leaving me angry and puzzled on what the purpose of the book really was.
The only credits I give this one, was for the brief historical, and socio-political context of the Philippines it provided, and for the last chapter, which did show a glimpse of self-reflection and elaborated on the topic of Western skewed perception and exotification of the Global South. -
Dawno nie czytałam tak dołującej książki, ale jednocześnie dającej kopa w mordę szczerością. W zasadzie są to kawałki opowieści, ale każda z nich poparta mocnym i świetnym zdjęciem w wykonaniu Grzegorza Wełnickiego. Raptem 120 stron tekstu, co kwalifikuje książkę do "cienkich", natomiast emocje i piętrzące się myśli podczas czytania i oglądania [bo nad zdjęciami TRZEBA się zatrzymać] spokojnie kwalifikuje ją jakościowo do kilku regałów.
Pozycja obowiązkowa dla podróżników, fotografów i reporterów. Poddająca pod znaki zapytania sensowność naciskania spustu migawki, opisywania czegoś i przede wszystkim całego procesu czynno-myślowego po tym. Książka o ludzkim cierpieniu, godności życia, bezmyślnych lub nie uświadomionych turystach. A przede wszystkim też o nas samych. Ja z tej książki dowiedziałam się kilka brutalnych prawd o sobie. I nikt nigdy mi tego tak dobitnie nie przekazał. -
To zupełnie inny Tochman od tego, z którym się już zetknęłam. Od pierwszej strony jest wkurzony, zgryźliwy, zniesmaczony - czyli jest go sporo, a zazwyczaj nie ma jego samego prawie wcale. "Eli, eli" to z jednej strony reportaż, a z drugiej coś w rodzaju rozrachunku z zawodem reportera i fotografa. Autor pojechał do Manili z młodym fotografem Grzegorzem Wełnickim; jego zdjęcia otwierają każdy rozdział i niosą ze sobą historię ludzi na nich przedstawionych. Tochman wyraża dość mocne opinie na temat turystyki slumsowej, a szczególnie o ludziach, którzy w tych najbiedniejszych, najbrudniejszych, najbardziej pozbawionych nadziei miejscach poszukują dobrego kadru. Czy to jest moralne? Czy wystawy fotograficzne, na których takich zdjęć zawsze jest masa, w jakikolwiek sposób pomagają światu, a szczególnie tym, którzy w takich strasznych miejscach żyją? Czy my, jako odbiorcy, coś jeszcze w ogóle czujemy, czy już nam wszystko spowszedniało, łącznie z widokiem dzieci umierających z głodu? A który fotograf uwieczniający takie obrazy robi cokolwiek, by tym ludziom rzeczywiście pomóc?
Oprócz tych trudnych pytań, postawionych raczej gniewnie, Tochman jak zwykle bardzo sugestywnie maluje obraz slumsów Manili. Czułam się jednak trochę zagubiona, ponieważ nie do końca rozumiałam, czy on biczuje siebie i Wełnickiego jako współwinnych takiego stanu rzeczy? Przecież też właśnie czynnie biorą udział w tym spektaklu, jakim jest opisywanie i obfotografowywanie otaczającego ich koszmaru, a następnie stworzenie z tego książki-albumu, który potem się sprzeda, da zarobek im, wydawcy, księgarniom, może poruszy jakiegoś czytelnika, który jednak raczej nie wsiądzie w samolot i nie poleci tam, by ratować świat. Na szczęście jednak w ostatniej części książki dostajemy wyjaśnienia i rozwinięcie niektórych historii, co rzuca zupełnie inne światło na całość.
Bardzo ciekawa lektura, w której Tochman dokonuje pewnego rozliczenia, podobnie jak Wojciech Jagielski w "Trębaczu z Tembisy", choć w zupełnie innym stylu. -
Gdyby nie ostatnie zdjecie, moze bym i w to kajanie sie reportera uwierzyla.
Sama mam na koncie wystawy poswiecone ludziom ubogim z roznych czesci swiata. Zgadzam sie z ojcem Grzegorza Welnickiego - to trzeba pokazywac, trzeba o tym mowic, inaczej bedziemy udawac, ze problemu nie ma. Sama jednak nigdy nie zrobilabym zdjecia zestawiajacego piekno klasycznego obrazu z znieksztalconym cialem bohaterki reportazu. Mowienie o tym, ze takich ludzi przed laty pokazywano w cyrkach a potem przebieranie tej kobiety i robienie takiego portretu zniesmacza mnie kompletnie.
Nie zgadzam sie tez, ze kazdy turysta robi fotki tylko dla pokazania ich na facebooku, czy innych mediach spolecznosciowych i nie obchodza go ci ludzie. Oczywiscie tacy tez sa, obojetnosc jest dzis choroba spoleczenstw. Czesto jednak ci, ktorzy fotografuja, pomagaja jak moga. Czesto dla takiego czlowieka np. z Indii, taka fotografia oznacza, ze tego dnia nie pojdzie spac glodny. -
Čítala som ju dlhšie, pretože som ju nechcela dočítať. Perfektná!
-
Bardzo boli ta książka i te zdjęcia, ale jest strasznie dobrze napisana (a może "oraz" jest dobrze napisana? może nawet "więc"?)
-
Nikt tak nie potrafi jak Tochman!
-
Gdybym należała do osób którym po alkoholu włącza się miłość do świata i ludzi, swoją miłość wyznawałabym Wojciechowi Tochmanowi.
Gniew, sarkazm, cynizm- nie trzeba dużego wysiłku by wydobyć te emocje z kart reportażu. Tochman tworzy zdjęcia słowami, gorzkie portrety nędzarzy, których nie czeka lepsze życie. Zmusza do myślenia, podróżniczego rachunku sumienia, otwarcia oczu na miejsca, których na widokówkach się nie uświadczy. Mocno i celnie. -
Tochman pláve v plytších vodách ako pri knihe Akoby si kameň jedla. Téma silná, no spracovaná úchytkom. Bližšie k priemeru. Čítajte ak chcete vedieť ako katolicizmus deformuje krajinu, ako sa dá prežiť/ neprežiť v totálnej mestskej slum chudobe a ak chcete poznať časť Filipín. Inak, netreba čítať.
-
Filipíny. Pre mňa stále ešte neznáma krajina. Táto reportáž bola vystavaná ako mozaika plná surovosti a veľkých príbehov. Príbehov o tom, ako spoločnosť systematicky celé desaťročia vytvárala chudobu a teraz predstiera, že neexistuje. Alebo ešte horšie - chodí si ju fotiť ako atrakciu.
-
świetny reportaż, a fotografie jeszcze bardziej pomagają wczuć się w te historie.
-
nie ocenia się takich książek... zostawiła mnie w poczuciu przytłoczenia, wyrzutów sumienia i ogromnej bezradności. może te chwile dyskomfortu to jedyne, co możemy podarować tym ludziom.
-
Desivé, deprimujúce a až príliš reálne. Zároveň však veľmi dôležité, pretože nie vo všetkých kútoch sveta majú ľudia také šťastie a dobré podmienky ako my.
-
Echa reportaży autorstwa Wojciecha Tochmana były przeze mnie słyszalne już od dłuższego czasu, a jednak tak jakoś się składało że długo nie udało mi się przeczytać żadnej jego książki. Tak dużo dobrych książek, tak mało czasu na czytanie. Kiedy natomiast natrafiłem na rozmowę z Wojciech Tochmanem w książce "Punkty zapalne" Jerzego Borowczyka i Michała Larka, to tak mnie do siebie ten człowiek przekonał, że nie mogłem już dać mu czekać. Niezawodne "Legimi bez limitu" ma w swojej ofercie "Eli, Eli"- piękną, wzruszającą i smutną jednocześnie książkę o Filipinach. To właśnie ona jako pierwsza została moim czytelniczym łupem.
" Eli, Eli " powstała ze współpracy Wojciecha Tochmana z fotografem Grzegorzem Wełnickim i jest skonstruowana w ten sposób, że każdy kolejny rozdział to historia jednej fotografii i osoby na niej obecnej. Efekt jest o tyle bardziej interesujący, bo obrazy które widzimy nie zawsze okazują się być tym, czym były przy pierwszym wrażeniu. Zarówno zdjęcia jak i teksty Tochmana odbijają się bardzo głęboko na duszy osób wrażliwych. Historie, nad którymi przyjdzie nam się tutaj pochylić opowiadają o zwykłych ludziach, którzy mogliby przeżywać dylematy podobne do tych które stają się również i naszym udziałem. Ludziach, którzy tak jak my mieliby cele, aspiracje, marzenia, plany, ale jest jedna istotna różnica pomiędzy nimi a nami - my nie mieszkamy na wysypisku śmieci, nam los nie przydzielił miejscówki w slamsach Manili. Kiedy poznamy życiorysy tych ludzi, a właściwie ich skrawki to będziemy mogli popatrzeć na nasze życie z całkiem innej perspektywy. Mieszkańcy dzielnic nędzy, cmentarzy, wysypisk śmieci, ulic, nie mają dużego wyboru, a ich jedyna perspektywa tak naprawdę wiąże się z przetrwaniem. Nawet jeśli uda się im jakimś cudem tego dokonać, to często jest to okupione tak wielkim poświęceniem,dehumanizacją, wyrzeczeniami, że trudno się tym cieszyć. Tym bardziej trudno, że przetrwanie to zwykle chwilowe zwycięstwo, trwające kilka co najwyżej dni, a potem wszystko zaczyna się od początku. Ludzie cierpią tutaj nędzę, chorobę, są wykorzystywani i nadużywani fizycznie, psychicznie, duchowe, są wyrzuceni poza nawias społeczeństwa, eksploatowani do granic możliwości, a potem wypluwani. Przez kogo? Przez patologiczny, bezduszny, system, kościół, rząd, wielkie koncerny i pozostałą - wybraną - mniejszą - bogatą część filipińskiego społeczeństwa. Smutek, złość, niedowierzanie, bunt - te właśnie uczucia towarzyszą nam w trakcie czytania "Eli, Eli" i mimo, że są one trudnymi uczuciami i nikt z nas nie lubi ich przeżywać, to przynajmniej tyle jesteśmy tym ludziom winni.
Bardzo sobie cenię tych autorów reportaży, którzy nie wstydzą się swoich emocji i w ich opisach można odnaleźć duże pokłady empatii oraz autentycznej troski o ludzi których historie opisują. Wprawdzie na koniec tej książki autor droczy się trochę z czytelnikiem opisując jak to na tych historiach wszyscy chcą zarobić, ale akurat Wojciecha Tochmana o to bym nie posądził nigdy, gdyż z każdego zdania jakie pada w "Eli, Eli" czuć troskę o drugiego człowieka, który znalazł się w potrzebie. Podobnie jak można to zauważyć u Jacka Hugo - Badera, to co znajdziemy u Andrzeja Stasiuka, tak też Tochman w swej sztuce reporterskiej ceni sobie bezpośredni kontakt, a wręcz można rzec udział w życiu bohaterów opisywanych przez siebie. Wchodzi w społeczność o której tworzy reportaże, a nawet decyduje się na aktywną pomoc tym ludziom. Wystarczy choćby prześledzić jego dotychczasową karierę zawodową, by zauważyć iż rys społecznika jest bardzo mocno obecny w postaci tego człowieka. Mocno trafia do mnie jego wrażliwość, blisko mi do języka jakim opisuje oglądaną rzeczywistość, zdecydowanie staram się kierować w swoim życiu podobnym systemem wartości co on. Z tych też względów nie będę pisał więcej na temat treści tu zawartych, bo gwarantuję, że warto poświęcić tych kilka godzin i samemu poznać losy tych kilku osób tu opisanych. Ze swojej strony obiecuję, iż będzie to lektura niezapomniana.
Na zakończenie napiszę tylko, że z pewnością nie jest to ostatnia książka Wojciecha Tochmana, którą przeczytałem, ale w związku z tym że są to reportaże które dają mocno po twarzy to będę to robił z przerwami i dam sobie trochę czasu do następnego spotkania. Trzeba mieć bowiem siły na taką literaturę, bo tak jak autor pisze z pełnym zaangażowaniem i pasją tak lektura jego książek wymaga od czytelnika tego samego.
osinskipoludzku.blogspot.com -
prekvapila ma zmena štýlu písania oproti reportáži z Bosny a Hercegoviny (Akoby si kameň jedla). Z textu som dosť cítila cynizmus a rozmýšľam, či je autor už tak znecitlivený tou všetkou biedou, s ktorou sa stretol alebo je to zámer, aby nevyznieval pateticky a súcitne, keď i tak, podľa neho, nie sme schopní pomôcť ľuďom, o ktorých sa píše (ako čítajúci, tak i reportéri).
pri kritických pasážach na cirkev som sa neubránila úsmevnému dojmu, že Tochman je voči nej riadne zaujaty :-D a celkovo, čo mohol ofrflať, to aj ofrflal
celkový dojem (úplne môj súkromný) je ten, že Tochman ako reportér prišiel do štádia, kedy už ani sám nevie, prečo robí tieto reportáže...explicitne sa o tom nevyjadruje, ale podľa mňa vágnosť textu o niečom vypovedá
cenná je pre mňa aj krátka výpoveď fotografa, ktorý bol s autorom v Manile - škoda, že nebola v texte lepšie vyznačená (!), domyslela som si to až po doslove...ten kontrast medzi nadšeným mladým fotografom, ktorý ešte do svojej práce vkladá aj city a ostrieľaným harcovníkom, ktorého už v živote azda nič neprekvapí -
taką książkę mogłabym napisać. o drugim dnie podróżowania, o tym co widzimy w innych krajach i na ile jest to tylko wygładzony obraz świata, który tubylcy/przewodnicy/tour operatorzy pozwalają nam zobaczyć. o tym, co dają nam pieniądze. i jak wielu rzeczy nie widzimy. a może świadomie nie chcemy widzieć?
"Ate Jo nie chodzi do kościoła przez dwanaście miesięcy.(...) Ale kiedy Bóg się rodzi, kiedy nadchodzi kolejny styczeń, Josephine zbiera siły, wkłada najlepszą bluzkę i rusza razem z mamą w kierunku kościoła. Musi się pomodlić o uzdrowienie. Nie może zmarnować szansy. Idzie przed ołtarz i pada na klęczki. Może tym razem zostanie zrozumiana. Może tym razem urodził się jakiś inny Bóg i ten jej wysłucha." -
"Zdjęcie nie zdradza wiele, ale każe pytać."
Filipińskie realia. Najubożsi mieszkańcy miasta Manili. Slumsy i cmentarne życie. Tekst i fotografie. Wszystko tworzy razem książkę, która budzi respekt i sprawia, że na świat będziesz patrzeć nieco inaczej niż do tej pory. "Eli, Eli" zmusza do refleksji, do zastanowienia się nad podróżami i fotografią. Nad tym, co i jakim kosztem fotografujemy. Pozycja mocna. Historie intrygujące. Zdjęcia naprawdę poruszające. O ludzkim ZOO, o biedzie i nieszczęściu innych ludzi. Podobało mi się także zakończenie, kiedy dokładnie poznajmy okoliczności powstania tej książki oraz co, kiedy i dlaczego kierowało fotografem. -
Hneď na úvod roka som začala výbornou reportážou Wojciecha Tochmana, ktorý sa v nej venoval trošku atypickému miestu a to Filipínam. V útlej knižke rozobral mnohé črty typické pre toto exotické miesto. Ak napríklad nemáte o tomto štáte veľa vedomostí, podobne ako ja, určite odporúčam túto knihu. Ukazuje druhú stranu dokumentov, ktoré ukazujú letovisko. Tochman ukazuje chudobu, detskú prostitúciu a mnohé ďalšie témy, o ktorých my len snívame a považujeme ich za výmysel.
Reading 2: Super!!!
Reading 3: Analýza a furt super! -
Když jsem byla na besedě s Tochmanem, tak na otázku, jak se běžná novinařina liší od reportážní literatury, odpověděl, že fakta jsou podána ve formě příběhu. Tady jsem nenalezla prakticky ani jedno. Celé to působí dojmem, že si pochodili po slumu, udělali nějaké fotky a popovídali si a potom pod nátlakem deadlinu z toho horkou jehlou cosi vyrobil. Nesourodá neucelená směska podivného textu, která mi nic nedala.
-
Všeobecne na reportáže Wojciecha Tochmana nedám dopustiť. Wojciech je skúpy slova, neprifarbuje a o ťažkých témach hovorí vecne. Jeho reportáž sa mi zakaždým dostane pod kožu a Eli Eli nebola výnimkou. Chudoba v Manile a s tým spojená turistika za chudobou, ľudské zoo, ľudia žijúci na cintorínoch a kopec iných tém, ktoré sa na Filipínach (a nie len tam) dejú a ani o tom nevieme, no mali by sme.
Výborná kniha, Wojciech Tochman si naďalej drží prvenstvo môjho obľúbenca. 5/5 -
Zadajte si do Googlu "Philippines". Pozrite sa, aké obrázky vám vyhľadávač ponúkne. Potom zadajte "Oxyn, Philippines" alebo "Novotas, Philippines". Máte? A vidíte ten rozdiel? Dobre, lebo je ku tejto knihe veľmi dôležitý.
WT píše, že Filipíny sú dve krajiny v jednej, ja vidím tri. Ku prvej s panenskou prírodou, ktorú uvidíte, keď do Googlu zadáte prvý spomínaný výraz pridáva krajinu dynamicky sa rozvíjajúceho trhu a krajinu slumov. V reportáži Eli, Eli nás berie do tej najviac opomínanej časti Filipín - do krajiny slumov. Chudoba, špina, junk, drogy, choroby, deti hrajúce sa na cintorínoch s lebkami... "True Manila!" Nešťastné osudy ľudí a začarované kruhy, v ktorých sa musia pohybovať, z ktorých vo väčšine prípadov niet úniku. Narodil si sa zdravý? To je tvoje najväčšie životné šťastie, už nečakaj nič viac, tvoj osud je spečatený.
Reportáž je zároveň pútavá a zároveň odradzujúca. Naturalistické opisy prostredia a osôb v ňom prebývajúcich sú popretkávané krátkymi dejinami Filipín a mocenskými záujmami ovplyvňujúcich život v tejto krajine. Kniha je tak aj napriek pomerne krátkemu rozsahu veľmi komplexným dielom s pozoruhodným dôrazom na detail.
Aj napriek tomu, že WT venuje podstatnú časť svojho rozprávania životu v slumoch, to nie je samo o sebe ústrednou témou reportáže. Tou sú praktiky filipínskych podnikateľov, ktorí sa na tejto chudobe priživujú a vytvárajú "poorizmus" - "spôsob cestovania, kde si ľudia z našej časti sveta prenajímajú sprievodcov, aby im ukazovali biedu a chudobných ľudí tak, ako zvieratá v ZOO" (WT pre MONO). Možno to niektorých prekvapí, možno nie, tento pojem síce nepočúvame príliš často, no stretávame sa s ním viac, než by sme chceli. A rovnako fenomén nepochádza z Filipín. Ale to sa už dočítate v knihe.
Ak sa vás táto reportáž zaujme a budete sa chcieť dozvedieť o nekalých praktikách turistického priemyslu o niečo viac, odporúčam Vitajte v raji: Reportáž o turistickom priemysle od Jennie Dielemans, rovnako zo série Prekliati reportéri. -
Spodziewałam się opowiedzianej z wrażliwością historii o biedzie, niegodnych warunkach życia i dramacie wielu milionów ludzi, a dostałam to i dużo więcej. "Eli Eli" to jeszcze jeden głos w rosnącym ostatnio w siłę dyskursie postkolonialnym, głos stawiający wiele pytań i zmuszający do refleksji. Tochman bezlitośnie rozprawia się z rolą białego człowieka w historii świata, ze skutkami kolonizowania, które obserwujemy do dzisiaj, z niezbywalnym (i nieuzasadnionym) poczuciem wyższości. Nie oszczędza nawet siebie samego - wiele miejsca w swojej książce poświęca fotografii i reportażowi właśnie, starając się zrozumieć ich niekoniecznie etyczne mechanizmy. Jak zwykle jestem pełna podziwu dla Wojciecha Tochmana za jego wnikliwość, empatię i zdolność opowiadania takich historii w niewielu słowach.
-
Vlastne neviem, čo si myslím o tomto pridrsnom a satirickom písaní o svete niekde ďaleko od nás.
Správu o chudobných a morálne upadnutých Filipínach podal slušne, ale v absyntovom preklade bez fotiek od Gregorza, strácajú opisy trošku silu. Fotka nás predsalen vie viesť dôkladnejšie k émocii ako útok na všetko čo sa okolo reportéra deje.
Iné absyntovky od Poliakov má zaujali zrejme viac. U Tochmana neviem odhadnúť hranice jeho názoru. -
4.5/5
przygnębiająca, dobijająca, niezwykle brutalna i szczera do bólu. wstrząsająca opowieść o onyxie, slumsach manili, życiu mieszkańców. jednocześnie bardzo ciekawy głos reportera, który zarabia na cudzej tragedii. nie ze wszystkimi słowami autora się zgadzałam (zwłaszcza z tym, że ludzie robią zdjęcia bezwiednie tylko w celu wrzucenia ich w sociale), ale z pewnością jest to książka, po którą warto sięgnąć — ale upewnijcie się, że dacie radę wytrzymać z naturalizmem tej historii. -
4/5⭐️
Bardzo dobry reportaż przedstawiający prawdziwe oblicze stolicy Filipin - Manilę. Tochman wysuwa straszliwy wniosek, że bieda coraz mniej porusza, a cierpienie wywołuje tylko ciekawość innych ludzi. Mimo że nie jest to długi reportaż, to jednak nie da się o nim szybko zapomnieć. -
Pri tejto knihe sa niet čo diviť, že Wojciech Tochman patrí medzi poľských miláčikov v Absynte. Eli, Eli je ako raw tyčinka literárnej reportáže. Drsné a plné života.